Tunelowanie, czyli kapitalizm po polsku

Polska giełda kurczy się.

Jeśli chodzi o liczbę spółek, to trend jest wyraźnie spadkowy już od wielu od lat. „Rynek kapitałowy: kryzys na wielu frontach. Giełda przestała spełniać główną funkcję” (Forsal, 2018), „Rynek kapitałowy przechodzi obecnie przez poważny kryzys zaufania” (prezes Polskiego Funduszu Rozwojowego Paweł Borys, 2018), „Wielki exodus z GPW przybiera na sile” (bankier.pl, 2019) – takie nastroje panowały 5-7 lat temu. Od tamtej pory jest gorzej. Co prawda w latach 2024–2025 na GPW pojawiło się kilka dużych debiutów (m.in. Żabka, Diagnostyka, Arlen, Smyk), ale równocześnie z rynku zniknęło kilkanaście spółek (m.in. Ferrum, Drozapol, Kernel, Comarch). Tym samym spada rola giełdy papierów wartościowych w polskiej gospodarce, i tak nieduża, jeśli porównać to z rozwiniętymi krajami. Niedoskonałym sposobem pomiaru tej roli jest tzw. wskaźnik Buffeta. W 2025 r. kapitalizacja spółek notowanych na warszawskiej giełdzie wynosiła około 50% polskiego PKB. Dla porównania w USA wskaźnik ten wynosił 217%, w Wielkiej Brytanii – 93%, w Japonii – 178%. A to nie licząc ogromnych rynków korporacyjnych instrumentów dłużnych w tych krajach.

To, że kryzys jest, każdy widzi, ale nie każdy rozumie, jakie są jego przyczyny. Jedni wskazują na demontaż systemu otwartych funduszy emerytalnych. Inni na przeregulowanie czy niekorzystne prawo podatkowe. Zapewne wszyscy mają rację, jednak w mojej ocenie okoliczności te są drugorzędne. Najważniejsze powody tego kryzysu są głębsze i wiążą się z deficytem w Polsce czegoś, co nazywamy kulturą korporacji.

Rynek kapitałowy jest fundamentem nowoczesnej gospodarki – żadna rozwinięta gospodarka rynkowa nie może się bez niego obyć. Owszem, istnieją państwa, których gospodarki obywają się bez takiego rynku, ale są one albo oparte na wydobywaniu surowców, albo na własności państwowej (etatystyczne czy komunistyczne), albo też są to gospodarki rynkowe, ale podwykonawcze, dostarczające proste półprodukty na bazie taniej siły roboczej, pracujące na rzecz jakiejś innej, lepiej rozwiniętej gospodarki, za którą stoi silny rynek kapitałowy. Międzynarodowe koncerny za jego pomocą gromadzą kapitał do inwestowania w gospodarki państwa-podwykonawcy.

Kapitał dzieli się ze względu na pochodzenie na: kapitał własny oraz kapitał obcy. W uproszeniu ten pierwszy to akcje i udziały, ten drugi to natomiast obligacje, leasing, kredyt bankowy i kupiecki, pożyczka. Dla celów słabo rozwiniętej gospodarki podwykonawczej wystarczający jest bank, który zapewni lokalnym przedsiębiorcom kredyt. W realiach gospodarki przedindustrialnej kapitał znajdował się w rękach najbogatszych osób fizycznych – właścicieli ziemskich, lichwiarzy i kupców. Oni byli właścicielami środków produkcji pozarolniczej: kopalń, kuźni czy statków. Na tym etapie rozwoju rynek kapitałowy nie był potrzebny. Jednak industrialna czy postindustrialna gospodarka nie może się odbyć bez naprawdę dużego kapitału, a może go dostarczyć tylko rynek kapitałowy.

We współczesnej gospodarce rynkowej głównym producentem na rynku dóbr i usług jest prywatna spółka-korporacja. Jest ona w stanie zgromadzić różnego pochodzenia kapitał i skoncentrować go celem prowadzenia wielkoskalowej działalności gospodarczej w oparciu o zaawansowane technologie. W spółce-korporacji naturalnym zjawiskiem jest sprzeczność interesów różnych dostarczycieli kapitału, czyli wierzycieli i akcjonariuszy. Sytuacja prawna tych pierwszych jest prostsza, a ich ryzyko mniejsze. Wierzyciele chcą mieć pewność, że użyczony kapitał zostanie im zwrócony wraz z odsetkami. Więcej uzyskać nie mogą. W tym celu chcą możliwie bezpiecznego prowadzenia interesów przez spółkę-korporację, co już niekonieczne będzie celem akcjonariuszy, chcących maksymalizować zyski, nawet za cenę zwiększonego ryzyka. Sprzeczności interesów istnieją także pomiędzy poszczególnymi grupami wierzycieli i pomiędzy poszczególnymi grupami akcjonariuszy. W dalszej części tej publikacji zajmiemy się relacjami wewnątrz tej drugiej grupy.

Relacje pomiędzy akcjonariuszami-właścicielami spółki-korporacji regulowane są poprzez tzw. ład korporacyjny (corporate governance). To pojęcie definiuje się różnie, w uproszeniu: jest to system regulujący zasady zarządzania i nadzoru w spółce oraz relacje pomiędzy jej fundatorami. Można powiedzieć, że to ład korporacyjny ustala dyspozycję władzy i korzyści w spółce. Mówimy także o poziomie ładu korporacyjnego: może być on wysoki lub niski, względnie o braku ładu korporacyjnego, jeśli nie funkcjonuje on właściwie.

W teorii jest tak, że korzyści ekonomiczne, w związku z uczestnictwem w spółce, powinny być proporcjonalne do wkładu, który dany wspólnik wniósł (względnie nabył) w formie akcji (udziału). W praktyce bywa różnie, bowiem zakres posiadanej w spółce władzy nie jest proporcjonalny do wniesionego wkładu. Inaczej być nie może, bowiem spółka, w której wszyscy wspólnicy mają władzę proporcjonalną byłaby niesterowna. Dlatego konstrukcja większości spółek akcyjnych jest taka, że decyzje podejmuje ten, kto posiada większość. To właśnie ład korporacyjny zapewnia, że korzyści z tytułu uczestnictwa w spółce są dystrybuowane proporcjonalnie do wkładu, który dany wspólnik ma w spółce, niezależnie od zakresu posiadanej w spółce władzy. O braku ładu korporacyjnego mówimy wtedy, gdy sprawujący w spółce władzę wspólnik dąży do uzyskania korzyści większych niż posiadany udział w kapitale, zatem odnosi je kosztem pozostałych wspólników. Teoretycznie istnieją wewnętrzne mechanizmy kontrolne, które powinny zapobiegać nadużyciom władzy, ale nie zawsze funkcjonują. Akcjonariusz dominujący może mieć tylko 30-40% procent w kapitale, ale osiąga 100% kontroli. A jeśli osiąga 100% kontroli, pojawia się pokusa przejęcia także 100% korzyści.

Problem nadużywania władzy w spółce dla partykularnych korzyści akcjonariusza dominującego jest obecny w każdej współczesnej gospodarce rynkowej. Rozmiar tego zjawiska jest uzależniony od poziomu kultury korporacyjnej danego państwa. Jest on zróżnicowany, podobnie jak poziom ładu korporacyjnego w samych spółkach. Problemem tym zajęli się naukowcy. W naukach ekonomicznych pojawił się termin „tunneling”, co tłumaczyć można jako „tunelowanie”, W tradycyjnym rozumieniu funkcjonował on jako kradzież pieniędzy i kosztowności z banku poprzez wykonanie podkopu do skarbca. Jeśli chodzi o „nowoczesne” rozumienie tego pojęcia, po raz pierwszy użyli go czterej amerykańscy naukowcy: Simon Johnson, Rafael La Porta, Florencio Lopez-de-Silanes i Andrei Shleifer w publikacji z 2000 roku („Tunneling”, American Economic Review2000). Oznacza ono sytuację, w której akcjonariusz dominujący nadużywa swojej władzy i drenuje spółkę z jej aktywów. Według tych autorów mechanizm tunelowania może mieć dwie formy:

1) wyprowadzanie majątku i zysku ze spółki,

2) zwiększanie udziału akcjonariusza dominującego w spółce przy marginalizacji pozostałych.

Pierwsza forma tunelowania uderza w spółkę, a dopiero pośrednio w jej akcjonariuszy. Rzadko przybiera formę prymitywnej kradzieży czy defraudacji, najczęściej ma formy bardziej wysublimowane: zawieranie umów z podmiotami powiązanymi w oparciu o tzw. ceny transferowe, korzystne dla podmiotów powiązanych z akcjonariuszem kontrolującym, a niekorzystne dla spółki. Określa się to czasem jako „self-dealing”, czyli transakcje z „samym sobą”. Może to przybierać również łagodniejsze formy, jak wykorzystywanie korzyści związanych z działalnością spółki („corporate opportunities”),  czyli robienie interesów „na boku”, na własny rachunek – tam, gdzie interesu mogła i powinna była dokonać spółka, gdyby trzymający w niej władzę zachowali wobec niej lojalność.

Od siebie dodam, że „tunelowana” spółka może służyć nie tylko jako generator udanych interesów, które „wyjmuje” z niej akcjonariusz dominujący, ale również jako bufor-zderzak dla jego interesów nieudanych, które ten przynosi do spółki jako rzekomo korzystne okazje rozwojowe. Ludzie zainstalowani na stanowiskach decyzyjnych w spółce, ale reprezentujący faktycznie interesy zewnętrznego beneficjenta, a nie samej spółki, dążą do tego, aby taki „self-dealing” nabrał pozorów legalności: załatwiają odpowiednie wyceny, tworzą pozory ich korzystności. Później prowadzą kreatywną księgowość, aby ukryć bądź odwlec w czasie ujawnienie rozmiaru strat. Moje doświadczenie wskazuje, że do przeprowadzenia tego rodzaju tunelowania akcjonariusz dominujący potrzebuje w kierownictwie spółki ludzi specyficznego rodzaju: zdemoralizowanych, ale jednocześnie lojalnych. Najczęściej są oni dobierani z drugiej ligi menedżerów – stanowiska zawdzięczają swojemu patronowi, bez którego nie osiągnęliby swoich pozycji, stąd ich lojalność. Jednak wszyscy w pełni zdają sobie sprawę ze skutków swoich działań dla spółki, a pośrednio dla jej akcjonariatu. Oczywiście proceder ten jest chroniony przez wynajętych prawników, którzy dbają o pozory jego legalności.

Drugi rodzaj tunelowania nie ma na celu dokonywania szkody na samej spółce, ale uderza bezpośrednio w akcjonariuszy mniejszościowych. Może to także przybierać różne formy. Według obserwacji autorów amerykańskiej publikacji, na rynkach wschodzących najczęściej stosuje się proceder emisji rozwadniającej z wyłączeniem prawa poboru. Jest to zbieżne z moimi obserwacjami i doświadczeniami na polskim rynku kapitałowym. Taka emisja jest tym bardziej szkodliwa, im bardziej cena emisyjna odbiega od rzeczywistej wartości akcji. Wskazałbym jednak wiele innych odmian tego typu tunelowania, np. takie prowadzenie polityki korporacyjnej spółki, żeby akcjonariusz mniejszościowy – nie widząc jakichkolwiek korzyści z posiadania akcji ani perspektyw ku temu – sam pewnego dnia zrezygnował z uczestnictwa w spółce. Może go do tego zmusić np. polityka dywidendowa typu „zerowego”, czyli brak dywidend przez kilkanaście lat. A odkupieniem takich akcji będzie zainteresowany tylko akcjonariusz dominujący, oczywiście po adekwatnych do sytuacji cenach. Akcjonariuszy spółek publicznych można zmusić do wyprzedaży akcji „po taniości” groźbą wyjścia z giełdy. Wreszcie może akcjonariusz dominujący zastosować „ostateczne rozwiązanie” – po dokonaniu rozwodnienia i osiągnięciu odpowiedniego progu głosów, dokonuje dopuszczalnego przez prawo przymusowego wykupu akcji mniejszości, czyli zgodnego z prawem prywatnego wywłaszczenia, z tym że odszkodowanie za takie wywłaszczenie niekoniecznie zwraca wartość godziwą odebranych akcji.

Jeśli dojdzie do zjawiska tunelowania w spółce, to dla akcjonariuszy mniejszościowych, jak i dla samej spółki, nadchodzą trudne czasy. Zarządy spółek dokonują podejrzanych transakcji, często skutkujących stratami dla spółki. Zdominowane przez grupę trzymającą władzę organy spółki podejmują uchwały wymierzone w interesy mniejszości. Jeśli spółka ma status spółki publicznej, to kurs akcji spada. I jest to najczęściej ruch bez odwrotu, bowiem kurs akcji jest ściśle powiązany z reputacją jej emitenta.

W Polsce zjawisko tunelowania spółek jest wszechobecne. Słabość wymiaru sprawiedliwości, wadliwe prawo, inercja, nieudolność lub korupcja organów ścigania sprzyjają powstawaniu zjawiska tunelowania. Wydawać się może, że dotyka ono tylko jakąś konkretną spółkę, w której to zjawisko zaistnieje. Faktycznie, rozmiar i tolerowanie tego zjawiska mają  negatywny wpływ na cały rynek kapitałowy. Jeśli państwo toleruje tunelowanie, to kształtuje to strukturę oszczędności. Ktoś, kto zgromadził jakiś kapitał uzyskany z pracy najemnej lub drobnego biznesu i szuka sposobu jego korzystnego ulokowania, nie będzie zainteresowany inwestowaniem na rynku kapitałowym, ponieważ będzie się to wiązało ze zbyt wysokim ryzykiem jego utraty, nie wynikłej bynajmniej z dekoniunktury giełdowej. Bessę na giełdzie można przeczekać, tunelowanie niszczy każdą spółkę. Dlatego woli on ulokować swój majątek w nieruchomościach, gdzie czuje się bezpieczniej. Stąd w Polsce wyjątkowo tanie akcje w stosunku do zysków spółek współistnieją z szerokim rynkiem mieszkań na wynajem, gdzie kierują się oszczędności klasy średniej. Długofalowym, negatywnym skutkiem takiej struktury alokacji kapitałów jest ograniczenie wzrostu gospodarczego.

Wzbogaceni na tunelowaniu krajowi oligarchowie są zainteresowani przede wszystkim zabezpieczeniem nieuczciwie zdobytego majątku. Czynią to albo poprzez budowanie sobie „kryszy”, czyli kupowania wpływów wśród polityków i urzędników, albo – jeśli czują się w kraju mniej pewnie – lokują majątek za granicą, możliwie poza zasięgiem lokalnego wymiaru sprawiedliwości, tak aby znaleźć sobie bezpieczną przystań na wypadek, gdy upadnie chroniąca ich krysza. Kapitalizm przekształca się w oligarchiczną, zwyrodniałą formę i cofa  w rozwoju w kierunku do znanej w przeszłości proto-kapitalistycznej formy rodzinno-kupieckiej, która poradzi sobie bez rynków kapitałowych.

W Polsce nie tylko oligarchowie dokonują tunelowania. Co niektórych może zaskakiwać zaangażowane w nie jest także państwo polskie. Bo jak inaczej określić sytuację, gdy ekonomicznie zdrowa spółka Skarbu Państwa jest angażowania w ratowanie deficytowych działów gospodarki, np. górnictwa węgla kamiennego czy też w rozmaite inicjatywy „wyborcze”, mające na celu kupowanie głosów dla ekipy stojącej akurat u steru władzy? Oczywiście są do tego dorabiane: odpowiednia propaganda i pozory racjonalności takich decyzji. Ale skutek jest ten sam: wielomilionowe czy wręcz miliardowe szkody spółki, a pośrednio koszty tego ponoszą akcjonariusze mniejszościowi. Grupa trzymająca władzę liczy jednak na określone korzyści polityczne. Straty akcjonariatu „obywatelskiego” ich nie interesują.

Oczywiście nie jest tak, że polska gospodarka obywa się bez udziału silnych i rozwiniętych rynków kapitałowych. Jak najbardziej obsługują one kluczowych uczestników krajowego rynku: banki, przemysł czy handel wielkopowierzchniowy. Tyle że są to filie zagranicznych korporacji. Obcy kapitał zdominował całe sektory polskiej gospodarki, korzystając z siły obcych rynków kapitałowych. Polska dostarcza mu taniej siły roboczej i udostępnia mu swoje rynki zbytu. Ustawia to polską gospodarkę na podległej pozycji w hierarchii gospodarki globalnej

Jeśli myślimy o osiągnięciu przez Polskę poziomu rozwoju gospodarczego powyżej podwykonawczego wobec gospodarek pierwszoligowych, nie uda się tego zrealizować bez zdrowego rynku kapitałowego. A tego nie da się osiągnąć bez podniesienia poziomu kultury korporacyjnej. Wymagać to będzie zmian otoczenia prawnego rynku kapitałowego, zarówno w obszarze litery prawa, jak i jego wykonania. Co należy zrobić?

Reforma musi obejmować szerokie zmiany legislacyjne. Obecnie funkcjonujący Kodeks spółek handlowych jest wadliwy, wymaga głębokiej nowelizacji albo wręcz nowej wersji. Wadliwa jest także Ustawa o ofercie publicznej. Poniżej przedstawiam subiektywne zestawienie najistotniejszych wad istniejącego prawa i proponowanych przeze mnie zmian w zakresie prawa materialnego:

1) Z punktu widzenia interesów akcjonariuszy mniejszościowych największą wadą Kodeksu spółek handlowych jest brak skutecznego narzędzia dochodzenia odszkodowań z tytułu tzw. szkody pośredniej, czyli strat jakie akcjonariusz czy udziałowiec spółki ponosi pośrednio wskutek działania na szkodę samej spółki przez jej władze. Obecna w Kodeksie spółek handlowych instytucja tzw. powództwa actio pro socio (art. 295 KSH dla spółki z o.o. i art. 486 KSH dla spółki akcyjnej), teoretycznie pozwala akcjonariuszowi na dochodzenie roszczeń w imieniu spółki. Ale nawet jeśli akcjonariuszowi uda się w ten sposób uzyskać jakieś odszkodowanie, uzyskuje je dla spółki, a nie dla siebie. Zatem odszkodowanie wraca z powrotem do grupy trzymającej władzę, co czyni tą instytucję praktycznie bezużyteczną, w praktyce sądowniczej właściwie martwą. Kodeks powinien przewidywać tryb przejścia uzyskanego odszkodowania (części odszkodowania) bezpośrednio na rzecz pozywającego akcjonariusza, w zamian np. za umorzenie akcji. Wyegzekwowane odszkodowanie powinno wpłynąć wpierw do depozytu sądowego. Następnie przeprowadza się przymusowe umorzenie akcji, co daje akcjonariuszowi szansę wyjścia z toksycznej spółki. Tryb taki musi być przeprowadzany na koszt spółki, jako sankcja za jej bierność. Postępowanie takie musi się odbyć oczywiście z zabezpieczeniem interesów wierzycieli, tak jak w przypadku procedury obniżenia kapitału zakładowego. Nie tylko akcjonariusze, lecz także wierzyciele spółki i akcjonariusze spółki dominującej też powinni mieć legitymację do takiego rodzaju powództwa – tunelowanie może się wszakże odbywać poprzez wyprowadzanie majątku ze spółki córki. Wszczęcie tego typu powództwa nie powinno być ograniczane kaucjami zabezpieczającymi, jak to jest uregulowane obecnie.

2) Tunelowanie drugiego rodzaju odbywa się w polskich warunkach najczęściej poprzez tzw. rozwodnienie. W Polsce popełniono szereg rozwodnień, które wręcz wyczerpywały znamiona przestępstwa. Śmieciowe mega-emisje akcji pozwalały szemranym biznesmenom de facto wywłaszczyć swoich wspólników. Muszą zatem istnieć skuteczne narzędzia ochrony przed tym procederem, co Kodeks spółek handlowych traktuje obecnie nazbyt liberalnie. Szczególnym zagrożeniem dla akcjonariuszy mniejszościowych jest instytucja tzw. kapitału docelowego (art. 444 KSH). Pozwala to na scedowanie na zarząd spółki ustalenie ceny emisyjnej akcji. W praktyce skutkuje to tym, że akcjonariusz mniejszościowy jest postawiony przed faktem dokonanym: już po zarejestrowaniu emisji dowiaduje się, że do niej doszło, dowiaduje się, kto objął nowe akcje, w zamian za co i po jak bardzo „korzystnej” cenie. Oczywiście, jeśli cena emisyjna jest odpowiednio korzystna, akcje obejmuje podmiot powiązany z akcjonariuszem dominującym. Celem wprowadzenia tego trybu miała być „szybkość i elastyczność” oraz „uproszczenie procedur”. Problem wynikł stąd, że zaimportowano z obcych systemów prawnych tryb podnoszenia kapitału (niemiecki „autorisierte Kapitalerhöhung”) w sytuacji, gdy w Polsce nie istnieją obecne w zagranicznych systemach prawnych środki ochronne przed nadużyciami tej instytucji. Dlatego postuluję całkowite wycofanie instytucji kapitału docelowego z polskiego systemu prawnego – jest to tryb zbyt ryzykowny dla krajowego obrotu gospodarczego w obecnej sytuacji polskiego wymiaru sprawiedliwości.

3) Musi istnieć powszechna możliwość powołania rewidenta do spraw szczególnych w oparciu o ujednoliconą procedurę uregulowaną w Kodeksie spółek handlowych. Obecnie jest to dopuszczalne w przypadku spółek z o.o. (art. 223-225 KSH) i w przypadku publicznych spółek akcyjnych (art. 84-86 Ustawy o ofercie publicznej). Procedura jest trudna do przejścia przez wnioskodawcę i łatwa w obstrukcji przez władze badanej spółki. W mojej ocenie zupełnie zbędny jest etap wniosku do walnego zgromadzenia w przypadku spółki publicznej – praktyka pokazuje, że grupa trzymająca władzę w spółce zawsze będzie przeciwna takiemu wnioskowi, jeśli ma coś do ukrycia, a w takich właśnie przypadkach akcjonariusze mniejszościowi domagają się zbadania określonego zagadnienia. Prawo do powołania takiego biegłego rewidenta powinno przysługiwać na podstawie samego wniosku do sądu. Badane zagadnienia mogą dotyczyć także podmiotów zależnych. Warto rozważyć, czy taki biegły nie powinien być wskazywany raczej przez sąd, jak w spółce z o.o., aniżeli przez akcjonariuszy spółki, jak to ustala Ustawa o ofercie publicznej. Sąd wyznaczałby takiego rewidenta spośród biegłych sądowych lub osób pełniących odpowiedni zawód zaufania publicznego (np. biegły rewident, doradca inwestycyjny, doradca podatkowy).

4) Do Kodeksu spółek handlowych lub do Ustawy o ofercie należy explicite wprowadzić elementy wywodzącej się z common low instytucji appraisal right, czyli możliwość upomnienia się w określonych sytuacjach o ustalenie wartości godziwej akcji w sytuacji, gdy ich wartość rynkowa odbiega od ich wartości godziwej, a spółka lub akcjonariusz dominujący nadużywa paradygmatu ceny rynkowej, dokonując na jej podstawie ekstraordynaryjnych operacji kapitałowych (extraordinary capital transaction) takich jak: delisting, przymusowy wykup, łączenie spółek, czy emisja akcji. Appraisal right jest standardowym trybem ochrony interesów akcjonariuszy na rozwiniętych rynkach kapitałowych. W Polsce mamy jedynie art. 79 Ustawy o ofercie publicznej, do którego w sposób wadliwy odesłano kwestię ustalenia minimalnej ceny przymusowego wykupu, czy wezwań delistingowych.

5) Do Kodeksu spółek handlowych należy wprowadzić narzędzia zapobiegające tzw. abuzywnej tezauryzacji zysku, czyli długotrwałego niewypłacania dywidendy. Częstą praktyką jest sytuacja, że akcjonariusz większościowy latami żywi się na przynoszącej zysk spółce poprzez wysokie wynagrodzenia dla członków zarządu czy rozmaite „tantiemy” dla podmiotów powiązanych. Jednocześnie odmawia wypłaty jakiejkolwiek dywidendy, bo nie chce się niczym dzielić z akcjonariuszami mniejszościowymi. Obecne Kodeks spółek handlowych daje możliwość zaskarżenia uchwały o podziale zysku (art. 422 KSH w przypadku spółki akcyjnej i art. 249 KSH w przypadku spółki z o.o.) po czym… To tyle. Nawet uchylenie uchwały przeznaczającej zysk na kapitał zapasowy nie nakłada na spółkę obowiązku wypłaty dywidendy. W praktyce więc może ona zignorować taki wyrok. Dochodzenie roszczeń z tego tytułu jest skrajnie trudne. Należy zatem wprowadzić przepis lex specialis, przewidujący możliwość zastąpienia uchylonej uchwały podziałem zysku poprzez wyrok sądowy, na wniosek akcjonariusza, zawarty w pozwie o uchylenie istniejącej uchwały lub nawet z automatu, na podstawie samego faktu uchylenia takiej uchwały, albo w przypadku całkowitego braku jej podjęcia po zakończeniu roku obrotowego. Do dyskrecjonalnej władzy sądu należałoby ustalenie zakresu wypłaty z zysku, z zachowaniem ograniczeń możliwości podziału zysku wynikających z innych przepisów (np. art. 348 § 1 zd. 2 KSH, art. 396 § 1 KSH w spółce akcyjnej). Sąd mógłby przy tym posiłkować się opinią biegłego.

6) Kosmiczne wynagrodzenia dla zarządów bywają sposobem na legalizację okradania spółki. Aby to ograniczyć, należy rozciągnąć obowiązek wprowadzenia polityki wynagrodzeń na wszystkie spółki akcyjne, a nie tylko publiczne, jak jest obecnie. Regulacje powinny zamykać istniejące obecnie furtki do braku transparentności reguł wynagradzania zarządów, jak np. cedowanie na radę nadzorczą „uszczegółowienia elementów polityki wynagrodzeń”.

7) W przypadkach narosłych patologii musi istnieć możliwość wprowadzenia decyzją sądu zarządu komisarycznego w spółce kapitałowej. Sąd wprowadzałby komisarza na wniosek akcjonariusza lub wierzyciela w sytuacjach stwierdzonego działania zarządu na szkodę spółki, rażącego naruszenia prawa lub umowy spółki, powtarzających się uchwałach czy transakcjach kapitałowych godzących w interesy akcjonariuszy mniejszościowych lub w przypadku ciągłej obstrukcji w wykonaniu postanowień sądu przy realizacji czynności kontrolnych. Komisarz zastępowałby zarząd czasowo lub do odwołania przez sąd.

8) W skrajnych przypadkach musi istnieć możliwość rozwiązania spółki akcyjnej przez sąd na wniosek jej akcjonariusza. Z niejasnych dla mnie przyczyn Kodeks spółek handlowych dopuścił możliwość rozwiązania spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, ale już nie akcyjnej. Art. 271 KSH przewiduje, że sąd może wyrokiem orzec rozwiązanie spółki z. o.o. na żądanie wspólnika lub członka organu spółki, jeżeli zaszły „inne ważne przyczyny wywołane stosunkami spółki”. Konieczne jest rozciągnięcie tego przepisu na spółki akcyjne. Dlaczego ustawodawca nie przewidział rozwiązania spółki akcyjnej? W literaturze spotkałem się z wyjaśnieniami, że z uwagi na bardziej „osobisty” czy personalny charakter stosunków w spółce z o.o. rozwiązanie może być wskazane w jej przypadku, natomiast teoretycznie nieograniczona zbywalność akcji powoduje, że kto nie akceptuje sytuacji w spółce, zawsze może swoje akcje sprzedać. Te wyjaśnienia mnie nie przekonują. Komu i za ile można sprzedać akcje spółki, w której patologie zaszły tak daleko, że nikt nie da za nie złamanego grosza? Chyba tylko akcjonariusz dominujący mógłby je za półdarmo kupić. O ile oczywiście wyrazi taką chęć – jeśli już przejmuje 100% korzyści ze spółki, to ich nie zwiększy, kupując dodatkowe akcje. Ponadto proteza legislacyjna w postaci tzw. prostej spółki akcyjnej jednak takie rozwiązanie dopuszcza. Nie widzę zatem powodów, żeby akcjonariusze „zwykłej” spółki akcyjnej byli w niej uwięzieni bez końca.

9) Jeśli tunelowanie wkracza w sferę prawno-karną, a sprawca przestępstwa wyrządza szkodę majątkową w wielkich rozmiarach, to prawo karne przewiduje maksymalną karę 10 lat (art. 296 § 3 Kodeksu karnego). W mojej ocenie to za mało. Tylko wysokie wyroki więzienia proporcjonalne do skali nadużyć będą miały działanie odstraszające wobec tych, którzy z procederu okradania spółek i wspólników czynią sobie rodzaj „działalności gospodarczej”. Górne zagrożenie karą powinno sięgać 20 lat.

Od litery prawa jeszcze ważniejsze jest jego wykonanie. Poniżej przedstawiam subiektywne zestawienie najistotniejszych problemów wykonania prawa korporacyjnego i proponowanych przeze mnie zmian w zakresie prawa procesowego:

10) Warto rozważyć specjalizację części sędziów w zakresie sporów korporacyjnych. Na podstawie doświadczenia w sprawach sądowych, w których uczestniczyłem, szacuję, że około ¼ sędziów miała blade pojęcie o sprawie, często nie rozumiejąc podstawowych pojęć z zakresu rachunkowości, finansów czy rynków kapitałowych, o bardziej skomplikowanych kwestiach, jak wycena przedsiębiorstw, nie wspominając. Obecnie sędziów dobiera się do danej sprawy poprzez losowanie. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby dobrać grupę sędziów, która przejdzie odpowiednie przeszkolenie i losować spośród tychże. Zapewne problem braku specjalizacji sędziów dotyka nie tylko sporów korporacyjnych. Oto więc proste rozwiązanie – wystarczy zawężać pulę sędziów w danego rodzaju sprawie, nadal zachowując tryb losowego doboru.

11) Alternatywą może być utworzenie specjalnych wydziałów sądowych w sądach okręgowych, do których trafiałyby wszystkie sprawy w rodzaju z obszaru sporów korporacyjnych, w tym w szczególności: pozwy w trybie actio pro socio, pozwy o uchylenie lub stwierdzenie nieważności uchwał organów spółek, pozwy o rozwiązanie spółki, pozwy odszkodowawcze z tytułu wykonania wadliwych uchwał, ekstraordynaryjnych transakcji kapitałowych, wnioski o powołanie rewidenta do spraw szczególnych, itp. Część tego rodzaju spraw jest obecnie w kognicji wydziałów gospodarczych sądów okręgowych, a część sądów rejestrowych. Te drugie zupełnie nie są do tych zadań przygotowane, te pierwsze – czasami. Wyspecjalizowane wydziały mogłyby się również zająć sprawami z zakresu rynku kapitałowego. Takich wydziałów nie musi być dużo, wystarczy 5-10 w największych miastach kraju, zlokalizowanych na podstawie historycznej statystyki tego typu spraw. Do tego można powołać 1-2 wydziały na poziomie sądu apelacyjnego. Spory korporacyjne obecnie rzadko wymagają osobistej obecności świadków, stron, czy biegłych w sądzie. Pracuje się najczęściej w oparciu o opinie biegłych i dokumenty, świadkowie z reguły są przesłuchiwani pisemnie lub zdalnie. Wobec rozwoju środków komunikacji elektronicznej obecnie traci na znaczeniu lokalizacja sądu. Rośnie znaczenie kompetencji sędziów i biegłych.

12) Niektóre sprawy wymagają ścisłego nadzoru sądowego, z uwagi na możliwość obstrukcji ze strony władz spółki. Do takich należy m.in. powołanie biegłego rewidenta do spraw szczególnych czy proponowany przeze mnie tryb umorzenia akcji w zamian za uzyskane odszkodowanie z wyroku actio pro socio. Wzorem postępowania restrukturyzacyjnego czy układowego sąd powoływałby nadzorcę sądowego, który nadzorowałby przebieg takiego postępowania. Nadzorca byłby władny wnosić o ukaranie grzywną członków zarządu spółki, jeśli będą utrudniać pracę biegłemu. Nadzorca sądowy powinien przeprowadzać egzekucję wyroku actio pro socio.

13) Z mojego doświadczenia wynika, że najsłabszym ogniwem wymiaru sprawiedliwości jest prokuratura. Instytucja ta rzadko kiedy jest zainteresowana ściganiem przestępstwa działania na szkodę spółki. To musi się zmienić. Kompetencje prokuratorów w tym obszarze bywają jeszcze słabsze niż sędziów. Należy je podnieść.

14) Kodeks postępowania karnego powinien expicite dopuszczać zaskarżenie przez akcjonariusza spółki postanowienia prokuratury o umorzeniu śledztwa w przypadku podejrzenia działania na szkodę spółki. Warto rozważyć dopuszczalność trybu prywatno-skargowego dla akcjonariusza poszkodowanej spółki.

Wzorcem dla naszego wymiaru sprawiedliwości powinny być Stany Zjednoczone. Malwersacje i nadużycia na rynku kapitałowym są tam obecne, jednak wymiar sprawiedliwości stoi na wysokim poziomie i zwalcza je bezpardonowo. Proces Madoffa trwał pół roku, skazano go na 150 lat więzienia.  Obawiam się, że w Polsce te proporcje byłyby odwrotne.

 

 

Piotr Szczęsny

 

Autor jest licencjonowanym doradcą inwestycyjnym i inwestorem giełdowym. Specjalizuje się w rozwiązywaniu sporów korporacyjnych i w inwestycjach określanych jako „litigation finance”. 

 

 

 

Przeciw nadużyciom

Kim jesteśmy?

Za wszystkimi inicjatywami skupionymi wokół projektu Przeciw Nadużyciom od strony formalnej stoi Fundacja To Co Najważniejsze, założona w 2011 roku. 

Co jest istotne – nie powstała ona na potrzeby tych akcji, lecz od lat prężnie realizuje liczne przedsięwzięcia, zwłaszcza te o charakterze prospołecznym i niekomercyjnym. Korzystając z wieloletniego doświadczenia osób, które ją tworzą, toczy batalię przeciw nieprzemyślanym decyzjom, naruszającym interesy każdego z nas.