Budowa elektrowni w Ostrołęce to temat, który pozostaje aktualny od wielu lat. W 2016 roku spółki Energa oraz Enea zadecydowały o reaktywacji projektu zakładającego zbudowanie “ostatniej” elektrowni zasilanej węglem kamiennym o mocy 1000 MW – Ostrołęki C. Wznowienie budowy zainicjował minister energii, Krzysztof Tchórzewski, który tuż przed wyborami samorządowymi obiecywał nie tylko energetyczne bezpieczeństwo Polski, ale także rozwiązanie problemu bezrobocia nie tylko w mieście Ostrołęka, ale i w całej gminie. Przedsięwzięcie od samego początku budziło szereg poważnych wątpliwości.
Wbrew ostrzeżeniom – inwestycja kontrowersyjna od samego początku
Przypomnijmy sobie najważniejsze aspekty, na które zwracali uwagę specjaliści od samego startu inwestycji.
Realne koszty budowy miały znacząco przekroczyć szacunki, a doświadczenie innych projektów wyraźnie wskazywało na podwyższone ryzyko inwestycji.
Rynek mocy dla Ostrołęki C nie stanowił źródła finansowania, a doświadczenia z brytyjskiego podwórka wskazują, że benefity z mechanizmów mocowych czerpią głównie istniejące jednostki, wypierające duże nowe inwestycje. To może generować nie tylko przychody, ale i znaczące kary umowne.
Koszty oczyszczania spalin zostały niedoszacowane o ponad pół miliarda złotych, a spowodowana niedopatrzeniami inwestora konieczność uzyskania nowych pozwoleń, opóźni oddanie elektrowni do eksploatacji.
Ekolodzy, ekonomiści i inżynierowie podkreślili, że Polska nie potrzebuje kolejnej elektrowni węglowej. Dodatkowo, taki projekt niesie ze sobą poważne ryzyko dla środowiska i zdrowia mieszkańców. Co więcej, niektóre domy maklerskie przewidywały, że obaj inwestorzy ostatecznie zrezygnują z inwestycji, a portale branżowe oszacowały koszt energii pochodzącej z elektrowni na ponad dwukrotnie wyższy niż średnia cena Towarowej Giełdy Energii.
Ponad miliard strat – skutki nieprzemyślanych decyzji
Choć prace nad inwestycją ruszyły w 2018 roku, zawieszono je już wiosną 2020. Rok później zapadła decyzja zmiany projektu elektrowni węglowej na wykorzystującą gaz ziemny. Rozpoczęła się rozbiórka wcześniej wybudowanych elementów. Przeprowadzona przez NIK kontrola wykazała niemal 1,4 mld PLN straty wygenerowanej przez realizację projektu. W związku z raportem, poseł Adam Szłapka złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Mateusza Morawieckiego, wicepremiera, ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, byłego ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego oraz Daniela Obajtka, prezesa PKN Orlen. W uzasadnieniu swojego wniosku, Szłapka napisał:
(...) byliśmy świadkami politycznej obsady stanowisk spółek odpowiedzialnych za projekt, wśród których znalazły się osoby z zarzutami korupcyjnymi, które wzbogaciły się na budowie elektrowni węglowej.
Polityk zaznacza, że przemiana bloku z węglowego na gazowy miała istotny aspekt polityczny. Według informacji udostępnionych przez NIK (zgodnie z raportem opublikowanym przez Onet), kluczowym momentem tej decyzji było przejęcie Energa SA przez PKN Orlen w grudniu 2019 roku. To właśnie to wydarzenie spowodowało zawieszenie prac nad projektem, a ostatecznie doprowadziło do porzucenia pomysłu budowy elektrowni węglowej, za co odpowiedzialni byli Daniel Obajtek oraz Jacek Sasin.
Zdaniem Szłapki:
Obaj musieli zdawać sobie sprawę ze strat, jakie zostaną poniesione po wycofaniu się z budowy zakładu w Ostrołęce w technologii węglowej. Co więcej, zmiana założeń inwestycji na tak zaawansowanym etapie realizacji stworzyła poważne ryzyka związane z udziałem rynku mocy, gdyż elektrownia węglowa Ostrołęka C miała już od 2023 r. dostarczać energię na rynek
Efekt świadomych działań?
Nowe światło na sprawę rzuca zapis przesłuchania ministra Tchórzewskiego, który w swoich zeznaniach dla NIK przyznał, że nie rozliczał osobiście zarządów Energa SA i Enea SA w kwestii terminowej realizacji inwestycji. Rozliczenia te przeprowadzały Rady Nadzorcze. Tchórzewski zauważył również niechętny stosunek zarządów obu spółek do projektu Ostrołęka C, stwierdzając, że ich próby pozyskania finansowania były pozorowane.
Te słowa sugerują, że spółki wręcz unikały finansowego zaangażowania się w projekt. Kontrolerzy NIK wskazali, że Energa SA od lipca 2019 roku próbowała wycofać się z inwestycji, zamawiając raporty od doradców finansowych i powołując się na ostrzeżenia agencji ratingowych o naruszeniu konwenansów finansowych.
Prawdopodobnie zarząd Energi doskonale zdawał sobie świetnie sprawę z nieopłacalności inwestycji. Tym bardziej zdumiewa, że mimo to zaangażował niebagatelne środki ze świadomością, że zostaną zmarnowane.
Chociaż obecnie koncern przekonuje, że budowa bloku gazowo-parowego wpłynie na bezpieczeństwo energetyczne kraju, jeszcze niedawno nie widział problemu w rozpoczęciu projektu, pomimo bardzo niekorzystnych danych i szacunków. Konieczność rozbiórki powstałego bloku, osoby odpowiedzialne tłumaczą polityką ekologiczną Unii Europejskiej, jednak od samego początku znane było ryzyko związane z realizacją budowy. Jak podkreślają prawnicy z fundacji ClientEarth, zaangażowanej w działania proekologiczne, inwestorzy świadomie zmarnowali pieniądze podatników, od początku znając ryzyka związane z projektem.
Po raz kolejny zarówno rząd, jak i kierowany przez jego urzędników Orlen, jawnie zakpił z Polaków, którzy zainwestowali swoje oszczędności w kluczowe dla kraju spółki.